Obóz Beana…

 

…stał się już tylko miłym wspomnieniem. ale zanim to nastąpiło. wydarzyło się mnóstwo interesujących rzeczy. Większość z nas nie posiadało początkowo o współtowarzyszach żadnych bliższych informacji. ponad to. że wpadli w łapska… łapki tej samej uczelni co my. Nic więc dziwnego. że jak na obóz dla pierwszorocznych fasolek (wszak bean (ang.) — fasola) przystało. naczelnym tudzież dyżurnym hasłem stała się integracja.

 

Prekursorem integracji stali się nasi hmmm… opiekunowie (?). wymyślając różnorakie gry i zabawy integracyjne. zresztą w większości znane już wcześniej obozowiczom. ale przecież nie o nowatorstwo tu chodziło. Ciekawy jestem czy Baśka. Aśka. Żagiel i Przemek. jeszcze w stadiach fasolek. też byli zamęczani takimi integracjami? Nie żebym był przeciw. ależ skąd! — zamęczanie było całkiem okey i najlepiej niech o tym świadczy fakt. że oficjalne popołudniowe zabawy (polegające na uderzaniu się papierową tubą. czy na poklepywaniu się tu i ówdzie) często były przedłużane przez beanów we własnym zakresie do późnych godzin porannych. Różne były sposoby realizacji tego światłego przedsięwzięcia. ale ogólnie rzecz biorąc integracja postępowała wytrwale i nieubłaganie. nie bez wsparcia bezalkoholowych czynników zewnętrznych (jeśli udało mi się dotrzeć do skanera. to pewnie widać gdzieś tutaj fotograficzny dowód moich słów).

 

Wypada podziękować organizatorom za dobre zorganizowanie wyjazdu i ciekawe wycieczki w góry. gdzie można było z przyjemnością pooglądać widoki lub przegonić kaca (w zależności od wybranych wcześniej form integracji. patrz akapit wyżej). a przede wszystkim posłuchać kilku sprośnych górolskich dowcipów. I oczywiście pospacerować po Babiej Górze (wedle uznania dniem lub nocą).

 

Miło wspominam też ognisko. choć tu pojawił się zgrzyt w postaci problemów z pipą. Pipą do beczki piwa. Ktoś mógłby powiedzieć. że pipa to takie proste urządzenie. ot zwykła pompka. Ale nie — przecież służy nie do byle czego! No i niestety — mimo usilnych starań nie udało nam się otrzymać jednolitego złocistego potoku. wpływającego do naszych kufli. Nic to jednak! — zabawa z pianą też może być… wciągająca.

 

Całość obozu została okraszona przyjezdną imprezą. co niekoniecznie było po myśli sąsiadów. ale ostatecznie obeszło się bez interwencji policji. Dziękujemy Ci KW Police :-).